Pokazywanie postów oznaczonych etykietą malunki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą malunki. Pokaż wszystkie posty

sobota, 20 maja 2023

BIWAKOWANIE W PARKU PROWINCJONALNYM ARROWHEAD, ONTARIO. 30 SIERPNIA – 4 WRZEŚNIA 2021 ROKU


Dodatkowe Informacje:



Miejsce biwakowe nr 337. Na szczęście tylko wjazd zamienił się w małe jeziorka, samo miejsce było suche 
 
I ponownie przybyłem do parku Arrowhead! Miałem szczęście, że udało mi się zarezerwować miejsce nr 337 — przestronne, prywatne i ciche, a do tego prawie ‘bez-komarowe’. Około 20 metrów znajdowało się urwisko prowadzące do starorzecza, będącego niegdyś częścią rzeki Big East River (ponieważ jest to rzeka meandrująca, takich starorzeczy jest wszędzie pełno i ciągle tworzą się nowe, a stare z czasem zarastają). 

 Miejsce było rozległe i prywatne

Od razu zaprzyjaźniłem się z bardzo sympatyczną wiewióreczką ziemną, dość oswojoną i (jak zwykle) ciągle głodną. Już po paru godzinach skakała po stole i po mnie, szukając jedzenia. Niektórzy nie lubią tych sympatycznych stworzonek, ale ja zawsze lubiłem ich towarzystwo, nawet jeśli było czasami dokuczliwe. Sądząc po ogromnych kałużach wokoło miejsca biwakowego, przed moim przyjazdem musiało mocno padać—mimo wszystko nie widziałem żadnych grzybów – kolejna zagadka natury! Dlaczego grzyby nie wyrosły po deszczach, w miejscach najlepszych grzybobrań?

 Miejsce biwakowe  nr 254, na którym biwakowaliśmy w 2020 roku.  Dobrze, iż wtedy nie padało!
 
Podczas mojego pobytu kilka razy w nocy lało jak z cebra. Namiot Eureka po raz kolejny okazał się w pełni wodoodporny. Przed wjazdem na miejsce utworzyła się ogromna kałuża i gdy wybierałem się z tego miejsca na spacer, musiałem skorzystać z innej ścieżki. To jednak nic w porównaniu z tym, co zobaczyłem na miejscu biwakowym numer 254, na którym biwakowaliśmy z kolegą Guy w 2020 roku: co najmniej połowa jego powierzchni została zalana, w tym ta część, na której rozstawiliśmy namioty! Nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy, jakie mieliśmy szczęście, bo podczas naszego pobytu ani razu nie padało. Odwiedziłem też kempingi nr 223 i 224, na których biwakowałem w 2001, 2002 i 2006 roku. Niestety zniknęły, a raczej zamieniły się w tzw. „Zadaszone Noclegi” (postawiono na nich małe chatki) – prawdopodobnie park mógł zarobić więcej na ich wynajmie, zresztą cieszyły się powodzeniem. Cóż, kilka lat temu w Parku Bon Echo zbudowano też kilka estetycznych chatek z drewnianych bali na byłych kempingach grupowych. 

 Pomnik Tom Thomson w Huntsville, Ontario

Kilkakrotnie odwiedziłem też pobliskie miasteczko Huntsville — Patrizia, która przyjechała elektrycznym samochodem „Tesla”, szybko odkryła, że stacja ładowania Tesli znajduje się zaledwie 10 minut od parku, na parkingu sklepu „Metro” — ledwie skończyliśmy zakupy, jej samochód został wystarczająco naładowany! Po południu poszliśmy na mszę do kościoła w tym miasteczku.

 Jeden z obrazów w plenerze w Huntsville, Ontario

Byłem pod wrażeniem pokaźnych rozmiarów reprodukcji znanych obrazów bardzo znanej i cenionej Grupy Siedmiu i Toma Thomsona, umieszczonych na budynkach w różnych miejscach Huntsville. Ten, kto wpadł na ten pomysł, z pewnością zasługuje na brawa i gratulacje! Ta bezpłatna galeria na świeżym powietrzu była doskonałym sposobem na zaprezentowanie i promowanie niezmiernie ciekawych i kolorystycznych dzieł słynnych kanadyjskich artystów, którzy potrafili w unikalny i nowatorski sposób przedstawić kanadyjską przyrodę i krajobrazy. Nawet ci, którzy nie interesowali się sztuką i nie wstępowali do muzeów lub galerii, byli zmuszeni zapoznać się z twórczością tych artystów! Ponadto bardzo podobał mi się pomnik Toma Thomsona, odsłonięty w 2005 roku, na którym znajdował się również jeden z jego najsłynniejszych obrazów, „The West Wind”.

Jeden z obrazów w plenerze w Huntsville, Ontario

W 2002 roku, biwakując w Parku Arrowhead, dużo jeździłem samochodem po nierzadko wąskich i ustronny drogach, zwiedzając okolice. Jedna z takich przejażdżek zaprowadziła mnie do miasta Novar, na północ od parku, i wkrótce, jadąc drogą Maws Hill Road, dotarłem do farmy i wytwórni kanu, Northland Canoes (67 Maws Hill, Novar, ON P0A 1R0 ) – a minutę później spotkałem pana Alberta Maw, budowniczego owych kanu! Spędziłem sporo czasu rozmawiając z nim o kanu i ich budowaniu – zawsze fascynowały mnie estetyczne, drewniane kanu, a szczególnie podziwiałem tych, którzy potrafili je zbudować! Pan Maw powiedział, że w przeszłości robił ponad 100 kanu rocznie.

 Warsztat produkcji kanu p. Alberta Maw 

Podczas kolejnej wizyty w parku w 2006 roku ponownie odwiedziłem pana Maw. Gdy rozmawialiśmy, pojawił się jego sąsiad, pan N. Mieszkał kilka kilometrów od farmy p. Maw – do jego domu prowadziła prywatna, wąska droga leśna. Powiedział, że przez lata pracował w Toronto i po przejściu na emeryturę postanowił zamieszkać tutaj wraz z żoną. Ponieważ zimą droga była nieprzejezdna, specjalnym 6-kołowym pojazdem docierał do „cywilizacji”. Gdy powiedziałem mu, że lubię zbierać grzyby, zaprosił mnie na grzybobranie na swoją posesję i nawet znalazłem tam kilka grzybów jadalnych.


Tym razem, w 2021 roku, zdecydowałem się po raz kolejny odwiedzić pana Maw, a także złożyć wizytę jego sąsiadowi i wreszcie zobaczyć jego dom. Minąwszy farmę pana Maw, powoli jechałem leśną i dość wyboistą drogą, w końcu skręciłem w wąską alejkę i po minucie dotarłem do jego domu, otoczonego lasem, z widokiem na bardzo malownicze jezioro. Od razu zaczął szczekać piesek i wkrótce z domu wyszła kobieta. Szybko wyjaśniłem powód mojej nieoczekiwanej wizyty. Była żoną pana N. – a raczej wdową po nim – niestety, jej mąż zmarł na raka w 2014 roku. Porozmawialiśmy chwilę – powiedziałem jej, że chciałbym tak właśnie mieszkać, otoczony dziką przyrodą i zwierzętami (nadmieniła, że czasami czarne niedźwiedzie pojawiają się koło domu). Wiele osób przez lata mówi, że chcieliby wyjechać z miasta i przenieść się w bardziej odległe miejsca, ale tak naprawdę niewiele z nich to rzeczywiście czyni – cóż, państwo N. spełnili swoje marzenia! Tylko jeszcze jedna osoba zamieszkiwała nad tym jeziorem i jako że podjęła się zimą odśnieżać drogę, p. N. sprzedała 6-kołowy pojazd i mogła po prostu zimą jeździć po odśnieżonej drodze swoim pickupem.

Droga leśna

Pożegnawszy się z p. N., dojechałem do farmy pana Maw i poszedłem do jego domu. Miło było mi zobaczyć, że pomimo kilku niefortunnych wypadkach i wieku 86 lat, nadal był bardzo aktywny i zdrowy. Nie dość, że wciąż budował kanu, to jeszcze prowadził małą farmę, a nawet sprzedawał jajka. Pokazał OGROMNĄ cebulę, którą wyhodował w swoim ogrodzie! Opowiedział też o swojej rodzinie ze Szkocji, która pierwotnie się tu osiedliła – on się urodził w tym domu, jego posiadłość miała 1000 akrów, a synowie właśnie wycinali część drzew. Gdyby napisał krótką historię swojej rodziny i swojego życia, jestem pewien, że byłaby całkiem intrygująca!


Jak zwykle zabrałem ze sobą kilka książek do przeczytania. “The Untold Stories of 33 Men Buried in a Chilean Mine and the Miracle that Set Them Free” (polski tytuł „Ciemność)” autorstwa Hector Tobar zawierała bardzo szczegółowy opis wypadku górniczego w Chile i walkę o przetrwanie uwięzionych górników; okazała się ona całkiem interesującą lekturą. Następnie przeczytałem książkę, którą kupiłem dość dawno, „Es Cuba (To właśnie Kuba). Życie i miłość na nielegalnej wyspie” Lei Aschkenas. Ponieważ Kubę odwiedziłem 15 razy, ta książka była dla mnie bardzo absorbująca i niezmiernie bliska moim własnym przeżyciom w tym kraju. Nawiasem mówiąc, wyrażenie „Es Cuba” jest dość powszechnie używane w odniesieniu do istniejących na Kubie niespodziewanych problemów: jeśli w pokoju hotelowym nie ma ciepłej lub zimnej wody, jeśli jedzenie jest poniżej normy (lub go w ogóle nie ma), jeśli w hotelowej restauracji zabraknie piwa , wina lub whisky, jeżeli autobus się spóźnia lub w ogóle się nie pojawia – zamiast zastanawiać się, dlaczego dlaczego tak się stało i narzekać, po prostu najlepiej powiedzieć sobie, „Es Cuba” – to właśnie Kuba — co oznacza, że jest to normalne, bo na Kubie mało-co działa tak, jak powinno!

 Mural Tom Thomson'a w Huntsville, Ontario



 
Additional information: 




 


 

 Jeden z obrazów w plenerze w Huntsville, Ontario



 Leśna droga 


czwartek, 24 czerwca 2010

Weekend w Parku Bon Echo w Ontario, Kanada, Sierpieñ-Wrzesień 2007 r.

Ostatni długi weekend w Kanadzie (31/8-3/9/2007) jest tradycyjnie uważany za koniec lata-i często już w następnym tygodniu następuje gwałtowne ochłodzenie. Pogoda okazała się tym razem idealna i wybraliśmy się z grupą 22 osób do uroczego parku Bon Echo w Ontario. Jest to jeden z większych parków o powierzchni 55 km. kwadratowych i posiada kilkaset miejsc kampingowych, mogących pomieścić wiele tysięcy turystów. Znajduje się on 300 km. na północny-wschód od Toronto. Już ponad miesiąc wcześniej zarezerwowaliśmy 4 miejsca kampingowe, co było bardzo dobrą decyzją, bo park był w 100% wypełniony turystami i niemożliwością było znalezienie nawet jednego wolnego miejsca. Chociaż każdą noc spędziliśmy w tym samy miejscu, to codziennie część z nas pływała na kajakach i kanu po jeziorze Mazinaw. W sobotę już przed dziewiątą rano byliśmy w wypożyczalni kanu i kajaków-za kilka godzin utworzyła się tam długa kolejka i szybko wypożyczono wszystkto, na czym dało się pływać. Ceny były nawet całkiem rozsądne - kanu kosztowało niecałe $30 za 24 godziny używalności lub $19 za 4 godziny.


Jezioro Mazinaw (oznacza to w języku indiańskim albo 'miejsce spotkań', albo 'miejsce gdzie znajdują się rysunki') jest jednym z najgłębszych jezior w Ontario (150 m.), jak też jest słynne z innych powodów: znajduje się na nim imponująca skała, the Mazinaw Rock, zwana często 'kanadyjskim Gibraltarem', o długości 1.4 km., wznosząca się 90 m. nad poziomem tafli jeziora. Skała ta od setek, a może i tysięcy lat, stanowi inspirację dla mieszkańców tych okolic. Indianie uważali ją za święte miejsce a szamani komunikowali się właśnie przy niej z bogiem Manitou i następnie wykonywali rysunki naskalne, 'pictographs' (piktogramy) przy pomocy ochry. Przypuszcza się, że rysunki te były wykonane około 300 lat temu, jakkolwiek nie jest możliwe ustalenie dokładnej daty. Po raz pierwszy były one opisane przez geodetów w połowie 19-go wieku i od tego czasu kilkakrotnie je dokumentowano i fotografowano i doliczono się ich 293, co stanowi jedną z największych takich zbiorów w Ontario. Wiele z nich bardzo wyblakło i są ledwie widoczne, ale niektóre są nadal w świetnym stanie.

Gdy w połowie 19-go wieku zaczęto wycinać lasy, pojawili się też i farmerzy i powoli zaczęła wchodzić tam cywilizacja. W 1901 roku dentysta z Cleveland, Dr. Weston Price, wybudował na vis-a-vis tej skały, na przeciwnym brzegu jeziora, trzypiętrowy hotel, Bon Echo Inn, do którego zaczęło przyjeżdżać sporo zamożnych turystów z Kanady i USA. Hotel posiadał łodzie na wiosła, kanu, jak też kilkanaście łodzi z silnikami-były to jedne z pierwszych silników specjalnie przystosowanych dla łodzi wypoczynkowych. W 1910 r. w związku ze śmiercią małego synka doktora Price, Bon Echo Inn i cały teren zostały wystawione na sprzedaż. Już od dawna interesowała się tą posiadłością Flora MacDonald Denison, która wraz z mały synem Merrill'em po raz pierwszy spędziła tam wakacje w 1901 roku i od razu została zauroczona tym miejscem. Szybko podjęła decyzję o jego kupnie, za cenę $13,000.

Flora MacDonald była osobą aktywną i przedsiębiorczą, bardzo zaangażowaną w ruch feministyczny oraz prawa wyborcze dla kobiet. Skała Mazinaw tak ją fascynowała, że postanowiła zorganizować tam miejsce, w którym w lato spotykać się będą ludzie zainteresowani ideałami równości i braterstwa wyrażonymi w poezji jej ulubionego poety amerykańskiego, Walta Whitmana. Założyła nawet Klub Whitmana w Bon Echo i w latach 1916-1920 wydawała bardzo oryginalną publikację zatytułowaną "The Sunset of Bon Echo". Do Bon Echo przybywało coraz więcej bardzo znanych i wpływowych ludzi i w 1919 r. Flora postanowiła stworzyć trwały pomnik, poświęcony Whitmanowi. Specjalnie sprowadzeni ze Szkocji kamieniarze wykuli na tej skale ogromny napis, zawierający trzy niezmiernie trafne wersety z tomiku poezji Whitmana "Liście Trawy". Na ceremonię dedykacji przybył nawet z USA sędziwy przyjaciel i biografer Whitmana, Horace Traubel, który niestety w kilka dni potem tamże zakończył życie. Napis wyryty w skale jest do dzisiaj widoczny. W 1921 r. Flora MacDonald przedwcześnie zmarła i całą tą posiadłość przejął jej syn, Merrill Denison, który napisał wiele sztuk teatralnych (do dzisiaj wystawianych) i słuchowisk radiowych, jak też dużo książek poświęconych życiu w Ontario oraz historii wielkich firm kanadyjskich. Natomiast książki dla dzieci pisane przez jego żonę stały się bestsellerami i na podstawie jednej z nich zrobiono film, w którym rolę głównej bohaterki grała Shirley Temple.


Hotel prosperował i m. in. odwiedzali go malarze-członkowie bardzo znanej "Grupy Siedmiu", pisarze, artyści, przemysłowcy, a nawet pewien młody dziennikarz, pracujący wtedy dla lokalnej gazety w Toronto, Ernest Hemingway. W 1929 r. z powodu depresji hotel został zamknięty i w 1936 r. trafiony piorunem, spłonął.


Merrill Denison nadal w lato mieszkał w Bon Echo i wynajmował przyjeżdżającym turystom domki letniskowe oraz zapraszał znane osobistości, z którymi się przyjaźnił. Jednym z częstych gości był Wally Floody, z zawodu inżynier górnictwa, który jako jeniec w niemieckim oflagu należał do czołowych twórców tunelu, umożliwiającego ucieczkę jeńców z obozu jenieckiego znajdującego się w Żaganiu (Stalag Luft III), która to następnie była przedstawiona w filmie p.t. "Wielka Ucieczka". Danny Velinski, zwany "Królem Tunelów", był w tym filmie fikcyjną postacią luźno bazowaną właśnie na autentycznej postaci Wally Floody, graną przez aktora Charles Bronsona. Floody był tak cennym specjalistą od budowy tuneli, że nie pozwolono mu na udział w ucieczce, co z pewnością uratowało mu życie (a swoją drogą, to świat jest mały-ponad rok temu spotkałem w klubie gimnastycznym "Etobicoke Olympium" w Toronto starszego pana, na którego koszulce widniały litery R.A.F. i P.O.W. Jak się później dowiedziałem, nazywał się Grant Stuart McRae ( 1922 - 2013). Nawiązawszy z nim rozmowę dowiedziałem się, że był on lotnikiem, został zestrzelony nad Niemcami i po tygodniu złapany, a następnie przewieziony do obozu, w którym spotkał Wally Floody). Nota bene, niezmiernie pozytywnie wypowiadał się o polskich lotnikach walczących w czasie Drugiej Wojny Światowej w Wielkiej Brytanii--powiedział, że nie było im równych jeżeli chodzi o bohaterstwo i zapał do walki.

 Merrill Denison absolutnie nie chciał, aby Bon Echo stało się po jego śmierci własnością prywatną, dostępną tylko dla elitarnej grupy ludzi i w latach pięćdziesiątych postanowił bezpłatnie przekazać całą tą posiadłość rządowi prowincji Ontario (1200 akrów), z przeznaczeniem na park prowincjonalny, który do dzisiaj istnieje. W parku znajduje się też w byłym domu pisarza (który cały czas tam mieszkał i zmarł w 1975 r.) muzeum poświęcone jemu i ogólnej historii parku.

Pomimo, że mieliśmy zamiar od razu popłynąć do północnego końca jeziora, to spędziliśmy dobrych kilka godzin pływając koło tej monumentalnej skały Mazinaw, odnajdując liczne piktogramy i robiąc przy okazji dziesiątki zdjęć.


Najciekawszy piktogram przedstawia Nanabusha, półboga z ogromnymi uszami. Według indiańskiej legendy, jego ojcem był "West Wind Spirit", Duch Zachodniego Wiatru i został on 
wybrany przez boga Manitou jako nauczyciel, mający pokazać ludziom, jak posługiwać się tym, co stworzył "Great Spirit", Wielki Duch Manitou.

Inny dobrze zachowany piktogram przedstawia Mishipizheu, Ogromnego Wodnego Rysia, bożka potrafiącego pobudzić fale i wiatry na jeziorach, używając do tego swojego potężnego ogona.


Indianie modlili się do niego o pomyślną pogodę podczas przeprawiania się wskroś dużych połaci wodnych. Namalowany żółw stanowił też bardzo ważną postać-ponieważ wszystkie te duchy mówią odmiennymi językami, żółw był tłumaczem wizji przekazywanym szamanom.


Maymaygwashi natomiast przypomina figurkę ludzką; jest to jeden z duchów, jakie zamieszkiwały pęknięcia skalne w skale Mazinaw. Mają one około metra wysokości i ich twarze są pokryte krótkimi włosami. Rzadko są one widziane przez ludzi, jako że wstydzą się swojego wyglądu; gdy jednak zostaną dostrzeżone, spuszczają wtedy głowę, chowając twarz przed obcymi.


Normalnie zamieszkują w urwisku skały Mazinaw, skąd właśnie obserwują z nich ludzi. Niestety nie udało nam się zobaczyć żadnego Maymaygwashi... ale odniosłem wrażenie, że ciągle ktoś mnie obserwował!


Fascynująca jest też roślinność, występująca na urwisku prawie pozbawionym ziemi. Rosną tam popularne sumaki i jałowce, ale najciekawsze rosnące drzewa to cedry. W normalnych warunkach długość życia cedrów wynosi 90 lat; natomiast cedry rosnące na urwisku są w stanie przeżyć do 1500 lat! Dzieje się to dlatego, że rosną one niezwykle wolno. Jeden 10 centymetrowy cedr miał 150 lat i stanowił najbardziej wolno rosnące drzewo, jakie kiedykolwiek udokumentowano. Naskalne cedry są powykręcane, skarłowaciałe i sękate; ich korzenie zagłębiają się w różne szczeliny i pęknięcia skalne zawierające ziemię i wilgoć i powoli pobierają z nich minerały. Najbardziej słynnym cedrem jest "Silent Witness", Milczący Świadek, tak nazwany na początku 20-go wieku przez rodzinę Denisonów. Naukowcy stwierdzili, że gdy usechł, miał 941 lat, tak więc ciągle znajduje się on na tej skale już od ponad 1000 lat.

Gdy podpływaliśmy do samego podnóża skały Bon Echo i patrzyliśmy w górę-czuło się jej potęgę, moc i majestat-nic dziwnego, że przyciągała ona tak wielu ludzi! W niektórych miejscach widzieliśmy wspinaczy; gdy zresztą popłynęliśmy następnie na północ jeziora Mazinaw, to na lunch zatrzymaliśmy się właśnie w domku, należącym do tamtejszego klubu alpinistycznego. Kilkakrotnie obserwowaliśmy 'Turkey Vulture', sępa z głową indyczki, żywiącego się padliną. Płynąc dalej po jeziorze, dobijaliśmy parę razy do kamienistych brzegów przypominających potężne zjeżdżalnie-cały ten obszar znajduje się na Tarczy Kanadyjskiej (Canadian Shield), praktycznie więc wszystko położone jest na skałach. Na brzegach i na wyspach znajdują się domki letniskowe. Często przepływały koło nas bardzo szybkie i głośne łodzie z silnikami 250 hp lub skutery wodne, kompletnie nie pasujące do tak majestatycznego miejsca.

Opłynęliśmy wiele zatoczek jeziora Mazinaw i przed godziną siódmą wieczorem znowu przypłynęliśmy w pobliże skały Mazinaw, tym razem aby obserwować piękny zachód słońca. Rzeczywiście, jest to spektakularny widok-szczególnie, gdy zachodzące słońce chowa się za drzewami, ale nadal w pełni oświetla całą skałę. Staje się wtedy ona skąpana w słońcu i wydaje się, że jest pomalowana na piękny, pomarańczowy, z lekka czerwony kolor; zjawisko to trwa kilkanaście minut, zanim zaczyna tracić blask i blednąć. Było ono tak fascynujące, że przez pewien czas zamilkliśmy, przestaliśmy wiosłować i robić zdjęcia, delektując się w kompletnej ciszy tym przepięknym widokiem. Udało się nam przypłynąć do tego samego miejsca następnego dnia i tak samo wszyscy byliśmy pod wrażeniem tego wspaniałego widowiska (nic dziwnego; gdy parę dni potem przeglądałem wspomnienia turystów tam przyjeżdżających na początku 20 wieku, wszyscy wspominają te niezapomniane zachody słońca). Następnego dnia pływaliśmy po południowej części jeziora (pomiędzy północną i południową częścią jeziora znajduje się zwężenie, 'The Narrows', nad którym kiedyś wybudowano most dla turystów, aby mogli przejść na drugi brzeg jeziora i wspiąć się na szczyt skały (obecnie dla nie-wodniaków co paręnaście minut kursuje mały stateczek). Po zacumowaniu naszych kajaków i kanu weszliśmy na szczyt skały Mazinaw (pomimo, że wejście jest bardzo strome, są tam zainstalowane w niektórych miejscach metalowe schody), aby tym razem podziwiać krajobraz i jezioro z jej szczytu. Okolica jest trochę górzysta i bardzo zalesiona; nie chce się aż wierzyć, że na początku 20-go wieku dosłownie wszystkie lasy zostały wycięte i przybywający tam turyści niezmiennie opisują w swoich wspomnieniach 'łyse wzgórza', które stanowiły główny element krajobrazu.


Po ósmej wieczorem, gdy się już ściemniało, dopływaliśmy do przystani, zlokalizowanej w naturalnie utworzonej kolistej zatoczce w parku, stanowiącej idealny port. Możliwe było też wybranie dłuższej trasy, włącznie z przenoszeniem naszych kajaków i kanu, ale zrezygnowaliśmy z tej opcji, jako że chcieliśmy spędzić więcej czasu na naszym miejscu kampingowym i również wybrać się na parukilometrowe piesze wycieczki-park posiada 6 szlaków, od 1.5 km. do 22 km. Być może w następnym roku obierzemy trochę inną i jeszcze bardziej urozmaiconą trasę. W każdym razie chociaż nie był to typowy kilkudniowy spływ, to jednak dostarczył nam więcej wrażeń, niż często to się dzieje w czasie o wiele dłuższych wycieczek.

Ponad sto zdjęć, przedstawiających skałę Mazinaw, piktogramy oraz zdjęcia z pola kampingowego znajduje się na stronie: https://www.flickr.com/photos/jack_1962/albums/72157601883376312