środa, 31 sierpnia 2011

Na Kanu na wyspie Philip Edward Island i Fox Islands, Ontario, Lipiec-Sierpień 2011 r.

Więcej zdjęć: http://www.flickr.com/photos/jack_1962/sets/72157627665183933

Blog in English/po angielsku: http://ontario-nature.blogspot.com/2011/08/philip-edward-island-and-foxes.html




Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, Canada

Po zakończeniu naszej niezmiernie udanej ubiegłorocznej wyprawy dookoła wyspy Philip Edward Island (blog: http://ontario-nature-polish.blogspot.com/2010/08/in-polish-dziewiec-dni-na-kanu-dookoa.html ) przyrzekliśmy sobie, że niebawem tam wrócimy i popłyniemy do wysp Fox Islands, do których nie zdołaliśmy dotrzeć ostatnim razem. I oto prawie rok póżniej, 31 lipca 2011 r. jechaliśmy samochodem w kierunku Killarney, aby rozpocząć naszą podróż. Ponad 400-to kilometrowa jazda zabrała nam ponad 5 godzin; ponieważ wyjechaliśmy z Toronto bardzo wcześnie, mieliśmy dużo czasu aby podziwiać przemykające za oknami samochodu widoki i po drodze parę razy się zatrzymać. Po wstąpieniu do biura parku kupiliśmy pozwolenie na parking, a nasętpnie pojechaliśmy do miasta Killarney, odwiedziliśmy słynną restaurację “Herbert’s Fish and Chips”, kupiliśmy na spółkę jeden obiad za $14.00 i spożyliśmy go, siedząc na doku należącym do sklepu LCBO (gdzie sprzedawane są napoje alkoholowe). Pogoda była idealna i po zjedzeniu porcji ryb i wypiciu zimnego piwa, pojechaliśmy na parking nad Chikanishing Creek. Rutynowo rozpakowaliśmy samochód, położyliśmy kanu na wodzie, załadowaliśmy go do pełna naszymi rzeczami (co wzbudziło, jak zwykle, zainteresowanie ze strony przyglądających się osób) i dokładnie o godzinie 16:16:16 zaczęliśmy wiosłować na rzece Chikanishing Creek, ku otwartym wodom poteżnej zatoki Georgian Bay.

Philip Edward Island and the Foxes, ON, Day One

Gdy minęliśmy wschodni kraniec wyspy Philip Edward Island, zaczęły pojawiać się znane już nam formacje skalne—manewrowaliśmy pośród małych, skalistych wysepek, zanurzonych pod powierzchnią wody skał i wąskich przesmyków pomiędzy skałami. Planowaliśmy skręcić na południe i wiosłować w kierunku wysp Fox Islands, ale gdy tylko wyszliśmy na otwarte i wystawione na wiatr wody zatoki Georgian Bay, fale stały się stosunkowo wysokie, jako że nie byliśmy już schowani za chroniącymi nas od wiatru zatoczkami i wysepkami. W pewnym momencie fale, przelewające się przez ciąg zanurzonych raf skalnych były tak wysokie i burzliwe, że bałem się zawrócić kanu o 180 stopni i zaczęliśmy wiosłować do tyłu, aby wycofać się w bardziej spokojną okolicę. Najprawdopodobniej poradzilibyśmy sobie z nimi, ale wystarczy jedna nagła duża fala, aby wywrócić kanu. Biorąc pod uwagę, że kanu były załadowane do granic, taka wywrotka mogłaby oznaczać stratę wielu rzeczy i być może koniec naszej podróży.

Philip Edward Island and the Foxes, ON, Day One

Dlatego postanowiliśmy znaleźć jakieś przytulne miejsce na biwak i na nim przeczekać, aż pogoda się ustabilizuje—zresztą od początku braliśmy taką opcję pod uwagę. Niebawem dopłynęliśmy do dużej wyspy Solomon Island, jednej z większych w okolicy. Na jednej części wyspy już rozbiła się grupa złożona z kilku osób, ale kilkaset metrów dalej na wyspie zobaczyliśmy wyśmienite miejsce biwakowe znajdujące się na ogromnej, ‘łysej’ skale, które posiadało już zrobione z kamieni palenisko, a w pobliżu były świetne zalesione miejsca do rozbicia namiotów.

Philip Edward Island and the Foxes, ON, Day One

Jednak absolutnie najlepszą zaletą tego miejsca był wspaniały widok, jaki się z niego roztaczał—byliśmy otoczeni przez mnóstwo różowawych skał o różnorakich fantastycznych kształtach, które wyglądały szczególnie niezwykle o zachodzie słońca—nawet powiedziałem Catherinie, że czuję się niczym w raju!

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

Szybko rozbiłem namiot, a Catherine przyniosła nasze rzeczy z kanu i poszliśmy pływać—woda były całkiem ciepła i płytka—a potem położyliśmy się na rogrzanych słońcem skałach. Parę razy przepływały niedaleko nas łodzie—tamtędy przechodził szlak nawigacyjny—ale poza tym mieliśmy całkowitą prywatność i nawet nie słyszeliśmy tej grupy biwakującej ponad pół kilometra od nas na drugim krańcu wyspy. Następnie wybrałem się po drzewo na ognisko, które było wszędzie—wiatry wyrwały sporo drzew z korzeniami i wystarczyło tylko przez kilkanaście minut użyć piły (niemniej jednak na wszelki wypadek kupiliśmy po drodze worek z drzewem i mieliśmy go ze sobą).

Philip Edward Island and the Foxes, ON, Day One

Z powodu wiatru nie było praktycznie żadnych komarów i wreszcie mogliśmy rozkoszować się siedzeniem przy ognisku, nie musząc co chwila odpędzać te nieprzyjemne insekty. Daleko pojawiały się pojedyńcze migające światła, białe i czerwone—niekóte pochodziły z latarni morskich (a raczej jeziorowych), inne z wież telewizyjnych. Również podziwialiśmy niebo posiane gwiazdami, sporadycznie przelatujące meteory i powoli przemierzające satelity; potem pojawiły się bardzo nikłe formacje chmur w okolicy miasta Sudbury, na tle których mogliśmy zobaczyć błyskawice, ale nie dochodziły do nas żadne odgłosy grzmotów—naprawdopodobniej dość intensywna burza szalała w tamtej okolicy. Jedzenie włożyliśmy do dużej plastikowej beczki i nawet go nie zawiesiliśmy na drzewie, ufając, że żaden niedźwiadek się nie pojawi—co okazało się prawdą, bo podczas całej wyprawy nie spotkaliśmy żadnych niedźwiedzi (są one świetnymi pływakami i bez problemu dopływają na wyspy).

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

Następnego dnia (01 sierpień 2011 r., poniedziałek, Dzień Simcoe) wzmógł się bardzo wiatr i nawet nie wybraliśmy się na przejażdżkę na kanu—cały dzień czytaliśmy magazyny i książki, słuchaliśmy radia, robiliśmy zdjęcia, chodziliśmy po wyspie, pływaliśmy i chłonęliśmy otaczający nas niepowtarzalny krajobraz. Kilka razy słuchaliśmy prognozy pogody, która miała się poprawić, tak więc zdecydowaliśmy się następnego dnia wstać wcześnie rano, spakować się i udać się na wyspy Fox Islands.

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

Rzeczywiście, w dniu 2 sierpnia 2011 r. byliśmy na nogach już o 5 rano i spakowani, wyruszyliśmy ku wyspom Fox Islands. Było praktycznie bezwietrznie i powoli wiosłowaliśmy wśród rozrzuconych malowniczych wysepek. Od czasu do czasu pojawiał się na brzegu samotny namiot lub kajak, ale ogólnie nie widzieliśmy dużo wodniaków, pewnie większość z nich pojechała do domu poprzedniego dnia, gdy skończył się długi weekend.

Minęliśy wyspę Martins Island, a następnie dotarliśmy do okrągłej i skalistej wyspy Centre Fox Island (na której byłoby raczej niemożliwe biwakować) i wreszcie pojawiła się wyspa Western Fox Island, stanowiąca nasz cel. Spostrzegliśmy na niej dwa oddzielne biwaki i chociaż była dopiero godzina 8 rano, już się dookoła namiotów kręcili ludzie, co oznaczałoby, że może niebawem się spakują i opuszczą wyspę.

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

Powoli opłynęliśmy dookoła wyspę—miała niezwykle ciekawe formacje i kształty skalne, a kilka skalistych wysepek niedaleko od brzegu wyglądało jak małe zaokrąglone góry. Po okrążeniu wyspy zaczęliśmy rozmawiać z parą kajakarzy; powiedzieli nam, że oni, jak też ta druga grupa złożona z dwóch par, opuszczają dziś tą wyspę, tak więc postanowiliśmy poczekać na ich odjazd, a w międzyczasie zwiedzić wyspę. Nieopodal był taki mały, naturalny ‘port’ pomiędzy dwoma grzbietami skał, idealny dla kanu lub kajaka; tam też ‘zaparkowaliśmy’ kanu i wyszliśmy na ląd.

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

Tu i tam było kilka zbudowanych miejsc na ognisko—z pewnością wyspa mogłaby pomieścić przynajmniej 4 oddzielne biwaki i każda grupa praktycznie miałaby kompletną prywatność (wyspa miała wymairy 500 m. x 250 m.). Dotarliśmy do północno-zachodniego wierzchołka wyspy, skąd zrobiłem dużo zdjęć—wyspy Fox Islands posiadają fantastyczne formacje skalne, wyżeźbione przez cofające się lodowce tysiące lat temu i zatrzymywałem się, aby zrobić im zdjęcia.

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

Po jakimś czasie zauważyliśmy, że te dwie pary właśnie opuściły wyspę, tak więc udaliśmy się na ich miejsce biwakowe, znajdujące się na południowym wschodzie wyspy, na skalistym wzgórzu. Wpłynęliśmy do zatoki, zadokowaliśmy kanu koło skały i potem Catherina zaczęła wnosić nasze rzeczy na górę, ale natura wyrzeźbiła niemalże doskonałe stopnie w tej skale i bez problemu mogliśmy ich używać niczym schodów.

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

Kanu wyciągnęliśmy z wody i oparliśmy o skałe, jak też zostawiliśmy na dole na brzegu kilka mniej potrzebnych rzeczy, ufając, że nawet w razie wiatru i fal, będą bezpieczne.

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

Z naszego miejsca rozciągał się wspaniały widok na północ, wschód i południe; widzieliśmy wyspy Sly Fox Island, Center Island, Kits Islands, Wyspę Philip Edward Island, zespół trzech wyspk Hawk Island oraz wyspę Green Island, położoną tuż za wyspą Southwest Hawk.

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

Z naszego miejsca udaliśmy się na zachód i wspiąwszy się na skaliste wzgórze, znaleźliśmy się na najwyższym punkcie wyspy, z którego mogliśmy również zobaczyć Killarney, zarysy największej na świecie wyspy położonej na słodkowodnym akwenie Manitulin Island, deltę rzeki French River, wyspę Scarecrow Island, dwie małe skały zwane West i East Brothers (Zachodni i Wschodni Brat), wyspy Papoose Island i Squaw Island. Było to niesamowite uczucie—byliśmy sami na wyspie, otoczenie bezkresnymi wodami zatoki Georgian Bay—w wielu miejscach horyzont zlewał się z wodą i nie było widać brzegu.

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

Poprzedni biwakowicze pozostawili sporo przygotowanego na ognisko drzewa, jak też nadal mieliśmy cały worek naszego doskonałego drzewa, toteż nie musiałem się martwić o opał na tą noc. Po ustawieniu namiotu ucięliśmy sobie drzemkę. Było gorąco i wilgotno, ale znowu wzmógł się wiatr i chociaż chcieliśmy trochę popływać wieczorem na kanu, zdecydowaliśmy się jednak tego nie robić—nie chcieliśmy mieć problemów z dopłynięciem z powrotem na wyspę, co byłoby raczej niezmiernie nieprzyjemną sprawą, biorąc pod uwagę otwarte i puste otaczające nas wody. Wieczorem rozpaliłem duże ognisko; z daleka widziałem migające światło dochodzące z okolic wyspy Green Island (prawdopodobnie była to latarnia morska), raz zauważyłem daleko słaby blask ogniska, ale poza tym najprawdpodobniej w promieniu kilku kilometrów nie było nikogo innego. Prognoza pogody mówiła o wietrze 10-15 węzłów i możliwych burzach, ale ogólnie miało być OK.

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

W środę, 3 sierpnia 2011 r. rano Catherina mnie przebudziła. Było niezmiernie wietrznie i padał deszcz, a fale z dużą siłą uderzały skaliste brzegi i kamieniste wysepki, przelewając się przez nie. Pomimo lejącego deszczu i mocnego wiatru, wyszliśmy z namiotu aby sprawdzić, czy nasze kanu i inne rzeczy były OK. Chociaż fale rozbijały się gwałtownie o skały, gdzie umieściliśmy nasze kanu, przelewając się przez nie, to wyglądało, że wszystko jest w porządku. Spoglądając na pieniące się fale, z ulgą myślałem, że na szczęśnie nie jesteśmy na wodzie, bo byłoby chyba niemożliwe długo utrzymać przy takim wietrze kanu!

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011
Wiatr były tak silny, że dosłownie wpychał do środka materiał namiotowy—podobną scene pamiętam z ubiegłorocznej wyprawy na wyspę Philip Edward Island—ale żadnych szkód nie wyrządził, namiot zdał egzamin! Wtedy przypomnieliśmy sobie prognozę pogody—zacząłem znowu jej słuchać i nadal nie wspominano o tym, co się cały czas działo dookoła nas—w/g prognozy szybkość wiatru miała dochodzić tylko do 30 km/h i miały byc burze—natomiast naprawdę wiało powyżej 50 km/h, a żadej burzy, błysków czy grzmotów nie było.

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

Położyliśmy się spać, ale kilka godzin później obudziły nas wołania jakiś ludzi. Wyszliśmy z namiotu—już przestało padać, ale cały czas wiał silny wiatr. Dwaj kajakarze, którzy na pobliskiej wyspie rozbili biwak, dopłynęli do naszej wyspy i właśnie po niej chodzili, gdy zauważyli, że kilka z naszych rzeczy pływa w zatoczce. Rzeczywiście, torby, krem od opalania i inne drobne rzeczy zostały zdmuchnięte ze skały do wody. Ponieważ wiatr wiał w kierunku zatoki, przynajmniej nie musieliśmy się martwić, że rzeczy te nam się zgubią—wszystko albo pływało w zatoce, albo nawet już leżało na brzegu. Podziękowaliśmy im i trochę z nimi porozmawialiśmy. Zrobiłem sporo zdjęć i wideo, uwieczniając tą pogodę, która ta radykalnie się zmieniła w ciągu kilku godzin!

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

Na szczęście wiatr stopniowo słabł, ale tego dnia też nie byliśmy w stanie wybrać się nawet na krótką przejażdżkę, tak więc chodziliśmy po wyspie, czytaliśmy książki i magazyny i po prostu wypoczywaliśmy, rozkoszując się krajobrazem.

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

Póżnym popołudniem zabraliśmy ze sobą kompas, mapę i butelkę czerwonego wina i poszliśmy na wzgórze wyspy; rozłożywszy mapę i kompas, z łatwością zidentyfikowaliśmy większość otaczających nas wysp. Obserwowaliśmy piękny zachód słońca, jak też mały sierp księżyca, który wreszcie pojawił się na niebie.

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

Catherine starała się zadzwonić z telefonu komórkowego do domu; czasem miała połączenie, czasem nie i musiała nieraz sporo nachodzić się po wyspie, aby znaleźć właściwą lokacje na połączenie. Często słuchałem radio—programy lokalne, ale głównie stacje zagraniczne na falach krótich—wiadomości dotyczyły głównie prezydenta Baracka Obamy, problemów z amerykańskim długiem, możliwość obniżenia zdolności kretydowych USA i związanych z tym zagadnień; stawało się to coraz bardziej nudne i zwykle ograniczałem się do słuchania światowych wiadomości i prognozy pogody.

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

Czwartek, 04 sierpień 2011 r. okazał się całkiem przyjemnym dniem i po południu wreszcie wybraliśmy się na przejażdżkę kanu. Wiosłowaliśmy wokół naszej wyspy (West Fox Island), dookoła wysp Kits Islands, Centre Island i Sly Fox Island.

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

Na wyspie Martins Island znaleźliśmy bardzo fajne miejsce biwakowe i niezmiernie ciekawe formacje skalne. Z daleka widzieliśmy małe wyspy Brother Islands. Nigdzie nie zauważyliśmy ani namiotu, ani kajaka, ani ogniska—najprawdopodobniej tej nocy byliśmy jedynymi biwakującymi na wyspach Fox Islands!

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

Zdecydowaliśmy się skorzystać z dobrej pogody i jutro rano dopłynąć do wyspy Philip Edward Island i tam rozbić nasz ostani biwak, blisko Chikanishing. Gdy zapadły ciemności, długo siedzieliśmy przy ogromnym ognisku, rozkoszując się czerwonym winem—była to nasza ostatnia noc na wyspach Fox Islands i w tym dniu byliśmy ich jedynymi mieszkańcami!

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

Mieliśmy w planie wstać przez godziną 6 rano 05 sierpnia 2011 roku, ale byliśmy tak senni, że postanowiliśmy nie wstawać i dopiero obudziliśmy sie w południe, spakowaliśmy się i o godzinie 14:00 byliśmy już na wodzie.

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

Płynąc na otwartych wodach zatoki Georgian Bay, przez sobą mieliśmy wspaniałe góry La Cloche Mountains, wyglądające niczym pokryte śniegiem Alpy. Nie było wiatru, toteż cały czas płynęliśmy na otwartych wodach, nie musząc kryć się w różnych zatoczkach i przesmykach. Prawie że nie widzieliśmy żadych biwaków, prawdopodobnie większość wodniaków preferuje miejsca bardziej osłonięte od wiatru.

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

Rok temu przepłynęliśmy wokół bardzo charakterystycznej, trójkątnej skały, wystającej z wody; wtedy zrobiłem wiele zdjęć. I tym razem przepłynęliśmy koło niej—podpłynęliśmy bliżej i zrobiliśmy kilka zdjęć. Wyglądała jak ogromny “Hershey Kiss”; Catherine postanowiła go nawet pocałować i ochrzciła go “The Kissing Rock” (“Skała Pocałunków”!).

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

Minęliśmy biwak, na którym było wiele kajaków i 5 namiotów i niebawem dopłynęliśmy do South Point, zachodniego krańca wyspy Philip Edward Island. Rozważaliśmy, czy nie przenocować się na tym samym miejscu, na którym spędziliśmy ostatni dzień naszej ubiegłorocznej wyprawy, ale znaleźliśmy inne miejsce, nie wymagające noszenia daleko naszych rzeczy, znajdujące się na południowym brzegu South Point, nad płytkim kanałem pomiędzy skalistą wysepką.

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

Szybko rozbiliśmy namiot, przynieśliśmy potrzebne na tą ostatnią noc rzeczy, a resztę zostawiliśmy w kanu, m. in. nasze krzesła, jako że miejsce posiadało naturalne, skalne siedzenia. Potem wskoczyliśmy do kanu, dotarliśmy do Chikanishing, włożyliśmy wszystko do samochodu, przytwierdziliśmy kanu łańcuchem i pojechaliśmy od miasteczka Killarney. Najpierw udaliśmy się do sklepu LCBO, gdzie kupiliśmy kilka puszek zimnego piwa, następnie do sklepu Pittfield’s (osobliwy, jednakże drogi sklepik), kupiliśmy paczkę kiełbasy i wreszcie zamówiliśmy frytki w restauracji Herbert’s i spożyliśmy je, tradycyjnie siedząc na doku sklepu LCBO. Również kupiłem dużą bryłę lodu, bo nic nie smakuje tak, jak zimne piwo, szczególnie ostatniej nocy! Po dojechaniu do Chikanishing akurat zachodziło słońce, toteż wiosłując do naszego biwaku, mogliśmy delektować się zachodem słońca—chociaż były chmury, to jednak udało mi się zrobić wiele interesujących zdjęć.

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

Catherine przyniosła dużo drzewa na opał—mieliśmy wspaniałe ognisko, kiełbaski z rożna i doskonałe zimne piwo. Gdy się ściemniło, dookoła pojawiły się światła licznych latarni morskich, boi i wież komunikacyjnych.

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

Ustawiłem mój aparat na trójnógu i zacząłem robkić zdjęcia gwiazd; spodziewałem się uchwycić spadające meteory (Perseidy), ale nie było ich w tym roku zbyt wiele.

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

Jednakże inne, o wiele ciekawsze oczekiwało mnie zjawisko, a mianowicie Zorza Polarna; oczywiście, nie była ona tak widoczna, jak na północy, ale co jakiś czas pojawiało się zielonkawe światło na niebie, skacząc z jednej części nieba na drugą. Zrobiłem wiele zdjęć—miałem problemy z dobraniem właściwej ostrości—ale mam nadzieję, że chociaż kilka wyjdzie. Niewiarygodne, jak szybko upływa czas, bo praktycznie spać poszedłem dopiero o godzinie 5 rano!

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

W sobotę, 6 sierpnia, spaliśmy do godziny 11 rano, ale słyszeliśmy głosy kajakarzy i kanuistów, przepływających koło naszego miejsca—płytki kanał, jaki mieścił się pomiędzy naszym biwakiem i długą, skalistą wysepką, był za płytki dla motorówek, a tym samym stanowił idealną drogę dla kajaków i kanu.

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

Spakowawszy się—co było łatwiejsze, niż poprzednio, jako że już część rzeczy zostawiliśmy w samochodzie—zaczęliśmy wiosłować w kierunku parkingu. Nota bene, porzedniego dnia też zostawiłem w samochodzie moją wędkę i przybory wędkarskie—okazało się, że wody zatoki Georgian Bay, bardzo przejżyste i płytkie koło Fox Islands, nie były specjalnie dobre do wędkowania, właśnie z powodu braku wodorostów. W ubiegłym roku podczas całej wyprawy dookola PEI udało mi się złapać tylko jednego małego szczupaka, i to w Collins Inlet.

Philip Edward Island and the Foxes, Ontario, July 31-August 06, 2011

Po 30 minutach dotarliśmy do Chikanishing. Było tam kilku kajakaży i kanuistów, którzy właśnie zakończyli swoją podróż; niektórzy pochodzili z prowincji Quebec i trochę z nimi rozmawialiśmy. Po załadowaniu kanu na samochód, pojechaliśmy do biura parku Killarney, gdzie otrzymaliśmy zwrot pieniędzy za niewykorzystany parking, a następnie pojechaliśmy do miasteczka Killarney, gdzie (znowu!) kupiliśmy wyśmienite frytki u Herberta, jak też funt doskonałej jak szynka wędzonej ryby—i zaczęliśmy jechać do domu! Tradycyjnie zatrzymaliśmy się w restauracji The Hungry Bear (“Głodny Niedźwiedź”) na drodze nr. 69, gdzie zjedliśmy lekki posiłek, a ja wypiłem aż 2 kawy. W Grundy Lake Outfitters jeszcze zatankowałem samochód ($1.36 za litr)—tak, to właśnie tam w ubiegłym roku kupiliśmy kanu, nawet rozmawialiśmy z właścicielem, który nam go sprzedał—i po 4 godzinach (300 km.) zdrowi i cali dojechaliśmy do Toronto!

Ogólnie wycieczka się udała, jedynie silne wiatry uniemożliwiły nam codziennego pływania na kanu—w ogóle ten rok był ogólnie suchy, ale za to wietrzny, szczególnie na większych akwenach wodnych, gdzie bardzo lubimy podróżować.


Więcej zdjęć: http://www.flickr.com/photos/jack_1962/sets/72157627665183933

Blog in English/po angielsku: http://ontario-nature.blogspot.com/2011/08/philip-edward-island-and-foxes.html

wtorek, 26 lipca 2011

Na Kanu w Parku Massasauga, Ontario, 15-22 Lipiec 2011 r.

Blog po angielsku/Blog in English: http://ontario-nature.blogspot.com/2011/07/massasauga-park-on.html
Więcej zdjęć: http://www.flickr.com/photos/jack_1962/sets/72157627573094734/with/6104393117/


Z niecierpliwością oczekiwaliśmy na nasz już piąty wyjazd do parku Massasauga, gdzie parę miesięcy przedtem zarezerwowaliśmy miejsca biwakowe. Piętnastego lipca 2011 r. wyjechaliśmy rano z Toronto, zatrzymaliśmy się po drodze w miejscowości MacTier, gdzie kupiliśmy wino i pół godziny później dotarliśmy do Pete’s Access Point, gdzie znajduje się małe biuro parku, wypożyczalnia kanu, parking i miejsce na spuszczanie łodzi na wodę.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Po odebraniu naszych ‘pozwoleń’ i dokonaniu opłat (około $11 od osoby za każdą noc), podjechaliśmy samochodem do rampy i powoli zaczęliśmy ładować wszystko do kanu—a było tego trochę! Akurat w tym czasie przypłynął jeden facet z dwojgiem dziećmi, który właśnie zakończył swoją parudniową wycieczkę. Pokazał nam zdjęcia dwóch węży grzechotników (the Eastern Massasauga Rattlesnake), które w nocy zobaczył na swoim miejscu biwakowym. Są to jedyne jadowite węże w Ontario, jednakże bardzo rzadkie, mi się udało zobaczyć je tylko dwa razy w życiu. Po załadowaniu wszystkich rzeczy, nasze kanu przypominało statek transportowy i (jak zwykle) przyciągnęło uwagę stojących na brzegu ludzi; jeden z nich nawet wykrzyknął, że to jest niebezpieczne—on kiedyś tak samo załadował swoje kanu i miał pecha, bo się wywróciło! Musze przyznać, że zawsze nasze kanu jest wyładowane do granic i wchodząc do niego mam wrażenie, że od razu pójdzie na dno, ale chcemy biwakować w komforcie i być przygotowani na każdą ewentualność. Poza tym... kanu jest duże (17 stóp), dość szerokie i bardzo mało wywrotne. Zawsze bardzo uważamy na pogodę i nie ryzykujemy pływania po wzburzonych wodach; chociaż nigdy nie można wykluczyć wywrotki, to jednak czujemy się w nim bardzo bezpiecznie.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

W roku 2010 nasza grupa spędziła długi weekend w parku Massasauga na dwóch miejscach biwakowych, nr. 508 i 509 i bardzo się nam one podobały. W tym roku zarezerwowaliśmy miejsce nr. 508 na pierwsze cztery noce dla nas i dla naszych znajomych. Miejsce to znajdowało się ok. 20 minut wiosłowania od parkingu, na zatoce Blackstone Harbour, tuż obok kanału, łączącego tą zatokę z pozostałymi jeziorami i zatoką Georgian Bay. Jednak w przeciwieństwie do biwaku nr. 507, leżącego po drugiej stronie wejścia do kanału, nasze miejsce było osłonięte od kanału przez skały i nie widzieliśmy przepływających nim często łodzi. Po 20 minutach wiosłowania dotarliśmy do naszego miejsca i od razu otworzyliśmy jeszcze zimne, pyszne piwo.

The Massasauga Provincial Park, Ontario, Campsite #508

Catherine rozpakowała kanu, a ja rozbiłem namiot—parę dni temu kupiliśmy zielony namiot „El Capitan 3” firmy Eureka, taki sam, jaki miałem poprzednio (kupiony w 2006 r., zaczął mieć problemy z suwakami). Po niecałej godzinie udaliśmy się na drugą stronę skały, usiedliśmy na niej i obserwowaliśmy zachód słońca i przepływające tym kanałem łodzie. Gdy się ściemniło, rozpaliliśmy ognisko; praktycznie wszystkie miejsca biwakowe na Blacktone Harbour były zajęte, na każdym widać było palące się ogniska i słyszeliśmy głośne rozmowy i śmiech innych turystów. Około północy usłyszałem plusk w wodzie, lecz pomimo silnego światła latarki nic nie mogłem dostrzec. Wsiedliśmy do kanu i zaczęliśmy pływać blisko brzegu, tam, skąd dochodziły te pluski—rozlegały się one dookoła kanu, nawet widzieliśmy pierścienie na wodzie, ale ciągle nie mogliśmy dojrzeć ich pochodzenia. Byłem przekonany, że ‘sprawcami’ są ryby Garpike (Niszczuki), długie, podobne do szczupaków ryby—gdy jest gorąco, często pływają pod powierzchnią i co jakiś czas wystawiają swoje długie szczęki nad lustro wody.

Piątek, 15 lipca 2011 był bardzo gorący i wilgotny, toteż wskoczyliśmy do wody. Pomiędzy naszym miejscem a miejscem nr. 509 była malownicza zatoczka, w środku której znajdowała się mała, skalista wysepka. Po dopłynięciu do tej wysepki (zatoka była bardzo płytka i błotnista i pewnie moglibyśmy nawet dojść po jej dnie do wysepki) położyliśmy się na gorących skałach i opalaliśmy się.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Po pewnym czasie zobaczyliśmy małą wodną taxówkę (służącą do przewozu ludzi, bagaży, a nawet i małych samochodów, wygląda trochę jak taki miniaturowy prom) wypływającą z kanału—zatrzymała się ona na vis-a-vis naszego miejsca, a następnie wysiadło z niej kilka osób. Catherine krzyknęła do nich, “Co robicie na naszym miejscu biwakowym?”, na co oni odkrzyknęli, “jesteśmy waszymi przyjaciółmi”. Byli to Mike i jego znajomi Barry i Janet—oczywiście, spodziewaliśmy się ich przyjazdu, ale NIE takim małym promem, a raczej kanu! Wkrótce popłynęliśmy z powrotem do naszego miejsca i z nimi przywitaliśmy się —oraz z dwoma zabawnymi pieskami, jakie ze sobą mieli, Finn i Jack (imię tego ostatniego pieska powodowało pewne nieporozumienia, nigdy nie wiedziałem, czy wołano mnie, czy też pieska). Janet rozbiła swój namiot, natomiast Barry i Mike spali w hamakach. Po jakimś czasie popłynęli do Moon River Marina (przystani) i kupili zimne piwo; w międzyczasie przybyli Sue i Ian i rozbili namiot. Gdy wieczorem wszyscy usiedliśmy przy ognisku i zaczęliśmy pitrasić jedzenie, położyłem na grillu kilka polskich kiełbasek, którymi się podzieliłem; rozmawiając, jedząc, pijąc czerwone wino i piwo, dopiero po północy poszliśmy spać.

W sobotę, 16 lipca 2011 roku z rana popłynęliśmy do wyspy Moon Island, gdzie zaczynał się kilkukilometrowy szlak pieszy. Postanowiłem darować sobie tą wycieczkę i zostałem na doku, z którego próbowałem łowić ryby, ale było tak parnie, gorąco i słonecznie, że wkrótce poszedłem do lasu siąść w cieniu i poczytać przywiezione ze sobą fascynujące magazyny “The Economist”.

The Massasauga Provincial Park, Ontario


Po dwóch godzinach wróciła cała grupa—wszyscy byli zmęczeni i pokąsani przez końskie muchy, ale ogólnie zadowoleni. Poprzednio planowaliśmy jeszcze popłynąć do wodospadów na rzece Moon River (ok. 2 godziny w jedną stronę), ale z powodu tak gorącej pogody nikt nie miał na to ochoty i jedynie udaliśmy się do przystani Moon River Marina, gdzie kupiliśmy zimne piwo, zjedliśmy na zewnątrz lody i wyruszyliśmy w droge powrotną.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Zaraz za przystanią udało mi się złapać rybę ‘Bass’ (okoń), którą już na biwaku oczyściłem i usmażyłem. Nota bene, w ubiegłych latach to miejsce biwakowe—i praktycznie wszystkie pozostałe miejsca na zatoce Blackstone Harbour—miało problemy z niedźwiedziami, które często pojawiały sie na polach biwakowych, kradły jedzenie, wchodziły do namiotów i je niszczyły (na miejscu nr. 509 we wrześniu 2009 r., podczas naszej nieobecności buszował niedźwiadek). Chociaż w biurze parku powiedziano nam, że na razie nie mieli sygnałów o aktywności niedźwiedzi, to jednak przezornie wieszaliśmy na drzewach nasze jedzenie.

Następnego dnia, w niedzielę, 17 lipca 2011 r. Catherine i ja obudziliśmy się bardzo wcześnie i postanowiliśmy popływać na kanu. Dotarliśmy do północnego końca Blackstone Harbour, przepływając wokoło wielu pól biwakowych—niektóre z nich były puste.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Wróciliśmy z powrotem o godzinie 10 rano, podwieźliśmy Janet w kanu do Pete’s Place—Mike i Barry popłynęli do przystani kanu, gdzie zostawili samochód. Również Sue i Ian musieli wracać tego dnia do Toronto. Pożegnawszy się z nimi, zostawiliśmy kanu w krzakach, przywiązane łańcuchem do drzewa, i pojechaliśmy do MacTier, wstąpiliśmy do supermarketu, kupiliśmy żywność na drugą część naszej wycieczki i wróciliśmy z powrotem do Pete’s Place. Chociaż mieliśmy zostać na miejcu nr. 508 do poniedziałku i potem płynąć na nowe miejsce nr. 202, byliśmy właściwie gotowi już dzisiaj tam popłynąć, tym bardziej, że prognoza pogody wspominała o mających padać następnego dnia deszczach. W biurze parku okazało się, że miejsce nr. 202 było już wolne, tak więc szybko zmieniliśmy rezerwacje. Po przybyciu na biwak trochę odpoczęliśmy, a następnie spakowaliśmy się i o godzinie 17:00 (dość późno) udaliśmy się w kierunku naszego nowego miejsca, które było oddalone o około 12 km.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Płynęliśmy tą samą trasą, co w zeszłym roku; chociaż nie była ona specjalnie długa, z powodu strasznego upału i wilgotności ta kilkugodzinna podróż okazała sie niezmiernie wyczerpująca. Byłem strasznie spocony i wypiłem prawie 2 litry wody. Minęliśmy miejsce biwakowe nr. 211, na którym biwakowaliśmy w ubiegłym roku (2010 r.), potem wyspę Cow Island i dopłynęliśmy do przesmyku, prowadząym do zatoki Three Fingers Bay, gdzie znajdował się biwak nr. 202.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

To miejsce wybraliśmy i zarezerwowaliśmy wiele miesięcy temu—przynajmniej na mapie wyglądało wspaniale—cała zatoka składała się z trzech ślepych zatoczek (stąd nazwa—‘Zatoka Trzech Palców’) i posiadała tylko jedno miejsce biwakowe—toteż oczekiwaliśmy, że będziemy mogli się rozkoszować spokojem i podziwiać przyrodę. Zatoczka ta była zaznaczona na mapie jako ‘miejsce do cumowania’, ale w/g mapy było w parku tak dużo miejsc do cumowania, że nie zwracaliśmy na nie większej uwagi. Gdy wpłynęliśmy do zatoki, od razu dostrzegłem z daleka na drzewie pomarańczowy znak, oznaczający nasze miejsce biwakowe—jak też dużą łódź motorową, zacumowaną... dosłownie kilka metrów koło naszego biwaku! Gdy wiosłując zbliżaliśmy się do biwaku, ujrzałem następną potężną łódź... i następną... i następną.... W sumie w zatoce przebywało około 10 sporych łodzi motorowch (niektóre b. duże i luksusowe, które pewnie bez problemu pływają po oceanie), chociaż tylko jedna z nich była blisko naszego miejsca.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Gdy zbliżyliśmy się do niej, zobaczyliśmy, że była przywiązana do drzewa znajdującego się już na naszym kempingu, a do tego jeszcze cały czas pracował dość głośno generator. Nasze miejsce było na wzgórzu i mogliśmy albo dostać się na nie krótszą, ale stromą drogą, z miejsca, w którym zacumowana była ta łódź, lub dłuższym, ale za to mniej stromym podejściem. Catherine powiedziała właścicielowi łodzi, że jest to nasze miejsce biwakowe i poprosiła go, aby wyłączył generator, na co odpowiedział, że ma jakieś problemy z motorem i że później wyłączy generator. Ponieważ się ściemniało, chciałem jak najszybciej przenieść nasze rzeczy, tak więc zacumowaliśmy kanu przy skalistym brzegu i zaczęliśmy je nosić (tą dłuższą drogą) na nasze miejsce. Gdy rozbijałem namiot, Catherine przyniosła pozostałe rzeczy.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Udało się nam bardzo szybko to wszystko zrobić i wrkótce siedzieliśmy na naszym miejscu, na szczycie wzgórza, rozkoszując się roztaczającym się przed nami widokiem—tzn. patrząc na zacumowane łodzie i słuchając pracującego generatora (który, dzięki Bogu, został wkrótce wyłączony). Byłem tak spragniony, ze w kilka sekund wypiłem nasze ostatnie, doskonałe zimne piwo, a potem półtora litra wody—i nadal chciało mi sie pić! Po jakimś czasie rozpaliliśmy ognisko i zjedliśmy kolację. Zmęczeni, poszliśmy spać dość wcześnie. W nocy rozszalała się burza—gdy półprzytomny przebudziłem się na krótko w środku nocy, non-stop słyszałem grzmoty i widziałem jedną błyskawicę po drugiej, ale byłem tak śpiący, że kompletnie mnie to nie obchodziło i momentalnie zapadłem w mocny sen. Catherine przespała całą burzę i gdyby nie liczne kałuże, jakie pojawiły się rano, to pewnie nie wiedziałaby, że w ogóle miała miejsce!

Poniedziałek, 18 lipca 2011 r. był gorący, ale już nie padało—po deszczu utworzyło się w skalnych nieckach wiele kałuż—w jednej z nich był nasz namiot, jednakże jego dno nie przeciekało. Wysuszyliśmy i namiot, i tarpy, na których spoczywał i przenieśliśmy go w inne miejsce. Łódź, która cumowała przy naszym miejscu przesunęła się i była jeszcze bardziej widoczna, ale w końcu odpłynęła. Pozostałe łodzie były zacumowane dość daleko od nas i praktycznie nam nie przeszkadzały, a nawet ich światła w nocy ciekawie wyglądały.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Gdy biwakowaliśmy w Parku Massasauga na wyspie Wreck Island w 2009 roku, wybraliśmy się jednego dnia na wyspę Frying Pan Island, do słynnej restauracji Henry’s Restaurant, a przy okazji też ‘odkryliśmy’ tam mały sklepik LCBO, który sprzedawał zimne piwo. Ponieważ tym razem biwakowaliśmy stosunkowo blisko wyspy Frying Pan Island, a było bardzo gorąco, następnego dnia, 19 lipca 2011 roku, po zapoznaniu sie z prognozą pogody, popłynęliśmy do tego sklepu. Ogólnie płynęliśmy po akwenach dość dobrze osłoniętych, ale w przypadku silniejszych wiatrów byłoby zapewne dość ciężko wiosłować, szczególnie ostanią część trasy, wiodącą przez otware wody zatoki Georgian Bay. Minęliśmy kilka wysepek i domków letniskowych oraz ciekawych formacji skalnych. Cały czas ciągnąłem za soba wędkę, mając nadzieję, że coś się złapie—i rzeczywiście, w pobliżu wyspy Breen Island złapałem trzykilogramowego szczupaka. Po dotarciu do sklepowego doku—w cumowaniu pomagał nam w tym pracownik sklepu, którego zadaniem jest właśnie pomoc przypływającym łodziami klientów—poszliśmy do sklepu LCBO i kupiliśmy między innymi piwo i lód.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Godzinę później wyruszyliśmy w droge powrotną do naszego biwaku—i gdy mijaliśmy wyspę Breen Island, złapałem następnego szczupaka, praktycznie w tym samym miejscu, gdzie złapałem pierwszego! Już na naszym miejscu oczyściłem obie ryby, wyfiletowałem je i na kolację raczyliśmy się świeżą rybą i zimnym piwem! W tym samym czasie jakieś zwierzę ukradkiem zabrało nam torbę zawierającą m. in. pozostałe części ryby—niewykluczone, że był to mały niedźwiadek.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Dwudziestego lipca 2011 r. wstaliśmy rano i wybraliśmy się na przejażdżkę na kanu. Popłynęliśmy do małej zatoczki znajdującej się za naszym biwakiem, była niezmiernie malownicza, o stromych, skalistych brzegach, a na jej końcu była zbudowana tama bobrów, tworząca oddzielne jeziorko o wyższym poziomie wody.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Następnie popłynęliśmy do przeciwnej zatoki, mijając kilka zacumowanych łodzi motorowych—i wreszcie skierowaliśmy się do trzeciej zatoki (do ‘trzeciego palca’ tej zatoki), ale jedynie dopłynęliśmy do wąskiego wejścia zatoki. Catherine otworzyła skrzyneczkę, w której powinny znajdować się materiały informacyjne parku... i została wystraszona przez małą myszkę, która urządziła sobie w niej mieszkanko, a następnie powróciliśmy do naszego miejsca.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Natomiast znowu popłynęliśmy tam wieczorem—na szczęście, nie było zacumowanych żadnych łodzi (najprawdopodobniej wąski kanał do tej zatoki był za płytki, a do tego jeszcze był częściowo zablokowany przez powalone drzewo)—szkoda, że park nie umieścił miejsca kempingowego właśnie w tej zatoczce. Przez jakiś czas rozkoszowaliśmy się panująca ciszą... która nagle została przerwana przez hałas dochodzący z końca zatoczki... i z daleka zauważyliśmy łosicę z małym łosiem, odbywającą wieczorny spacer na błotnistym brzegu, pośród rosnących w wodzie roślin. Powoli podpłynęliśmy bliżej, aż wreszcie spojrzawszy się na nas, odwróciła się i zniknęła w lesie wraz z małym łosiątkiem.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Po powrocie na biwak usiedliśmy na szczycie skały i rozglądaliśmy się po zatoce. Patrząc na te zacumowane łodzie motorowe, byłem szczęśliwy, że nigdy nie miałem ochoty czegoś takiego kupić i że nie jestem jej posiadaczem.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Nie chciałbym ciągle musieć tankować benzynę (a palą one dużo!) i wdychać jej wyziewów, martwić się o problemy z silnikiem i reperacje, ciągle uważać na mielizny i podwodne skały (którymi zatoka Georgian Bay jest usiana—jak też usiane jest jej dno wrakami setek statków, które rozbiły się na jej zdradliwych wodach), wpatrywać się w instrumenty nawigacyjne i dokładnie studiować mapy, słuchać dźwięków silnika, generatora i pocić się, cumując na środku jeziora w ponad trzydziesto-stopniowych upałach. Jakże prawdziwe jest powiedzenie, że najlepsze rzeczy w życiu są bezpłatne—a przynajmniej bardzo tanie!

W dniu 21 lipca 2011 roku chcieliśmy raz jeszcze popłynąc na wyspę Frying Pan Island, by kupić lód i piwo (ciągle panowały upały), ale z powodu dość silnego wiatru czekaliśmy do godziny 15:00. Nadal było wietrznie, ale fale okazały się znośne i kanu dość szybko poruszało się na wodzie, często osiągając nawet 5 km/h. Gdy dopłynęliśmy do wyspy Emerald Island, zaczęliśmy wiosłować na stosunkowo otwartych wodach i nagle wiatr i fale znacznie spowolniły prędkość naszego kanu—a co najgorsze, jeszcze bardziej otwarte wody znajdowały się przed nami! Przez kilkanaście minut odpoczywaliśmy w małej zatoczce i raz jeszcze podjęliśmy próbę popłynięcia naprzód—lecz okazało się to praktycznie niemożliwe, kanu ledwie poruszało się do przodu; ostatecznie opłynęliśmy wyspę Emerald Island i zawróciliśmy (żegnaj, zimne piwo!).

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Niedaleko znadowała się zatoka Jenner Bay i wpłynęliśmy do niej wąskim kanałem, który też stanowił świetną zaporę dla większych łodzi. Na jej brzegach znajdowały się trzy miejsca biwakowe; wszystkie w lesie i było na nich dość ciemno z powodu ocieniających ich drzew. Dopłynęliśmy do miejsca nr. 601. Gdy weszliśmy z brzegu do lasu, czuliśmy się jak w innym świecie—było w nim coś strasznego i przerażającego—coś, co widuje się w horrorach i nawet zasugerowałem, że byłoby to świetne miejsce do nakręcenia takiego filmu. Na szczęście nic paranormalnego się nam nie przydarzyło i szczęśliwie opuściliśmy zatokę Jenner Bay. Raz jeszcze spróbowaliśmy popłynąc w stronę wyspy Frying Pan Island, jako że zdawało się, iż wiatr nieco zelżał, ale na próżno—po kilku minutach skierowaliśmy się ku naszemu biwakowi, ale przedtem jeszcze popływaliśmy trochę po zatoce Three Fingers Bay, która była osłonięta od wiatru.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Ostatni dzień naszej wyprawy, 22 lipiec 2011 roku! To właśnie dzisiaj minęło dokładnie 5 lat, odkąd wziąłem udział w pierwszym spotkaniu grupy internetowej “MeetUp” (www.meetup.com) ... i od tego czasu ‘zaliczyłem’ ponad 100 takich spotkań jako uczestnik i zorganizowałem około 20! Również dokładnie 30 lat temu spędzałem moje ostatnie letnie wakacje w Polsce, w okolicach Spychowa na Mazurach; tego dnia z kolegą I. P. pojechaliśmy rowerami do Rucianego-Nidy, zresztą wtedy Polska przeżywała ogromny kryzys, wszystkiego brakowało, pieniądze stawały się bezwartościowe i gdy przejeżdżaliśmy koło sklepu w wiosce Zgon, sklepowa właśnie go zamykała, bo dosłownie NIC już w nim nie było do sprzedawania, nawet przysłowionego octu! Cztery miesiące później opuściłem Polskę, a ponad dwa tygodnie po moim wyjeździe, 13 grudnia 1981 r. został wprowadzony stan wojenny przez rząd komunistyczny... Tak, czas leci i wszystko się zmienia.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Spakowaliśmy się i aby zaoszczędzić chodzenia do zatoczki, gdzie zazwyczaj trzymaliśmy kanu, znieśliśmy niektóre z naszych rzeczy po skalistym brzegu i ułożyliśmy je w kanu. W drodze powrotnej na brzegu rozbiliśmy nasz mały ‘namiot awaryjny’ i ucięliśmy sobie dłuższą drzemkę (byliśmy na nogach już od godziny 6:00 rano, całkiem wcześnie jak dla nas!) i o godzinie 17:00 dopłynęliśmy do parkingu (razem 16 km). Gdy pakowaliśmy samochód, włączyłem radio i właśnie podawano wiadomości o atakach terrorystycznych w Norwegi, w wyniku których poniosło śmierć 67 osób.

Pojechaliśmy do parku Oasler Lake Provincial Park, gdzie szybko wykąpaliśmy się, a następnie udaliśmy się do pobliskiego miasta Parry Sound i wstąpiliśmy do supermarketu Sobey’s, gdzie zamierzaliśmy kupić coś do zjedzenia, pojechać nad jezioro i tam zjeść kolację, oglądając zachód słońca. Sklep posiadał też sporo gorących i gotowych do spożycia produktów, których ceny właśnie zostały obniżone o połowę (sklep się niebawem zamykał). Tak więc kupiliśmy całe opakowanie smażonych kurczaków o ciekawej nazwie “Southern Style Fried Chicken” (“Smażone Kurczaki w Południowym Stylu”), parę opakowań “Chicken Fingers”, frytki i paszteciki—zresztą Catherina kupiła ich więcej, bo chciała niektóre z nich zabrać ze sobą do domu. Tak zaopatrzeni, pojechaliśmy na przystań, gdzie cumował statek turystyczny, pływający po obszarze Trzydziestu Tysięcy Wysp, usiedliśmy na przystani i zaczęliśmy jeść kupione przysmaki. Czekała na nas niestety paskudna niespodzianka! Owe “kury w południowym stylu” okazały się kompletnie bez smaku, suche, twarde i praktycznie nie nadające się do jedzenia; połowa frytek była od razu do wyrzucenia—były tak samo suche i twarde—a pozostała połowa częściowo jadalna pod warunkiem, że lubi się bezsmakowe, twarde i zbyt mocno przesmażone ziemniaki; pasztecik też był okropny i nie można go było zjeść. Dzięki Bogu Catherine kupiła gotowe do spożycia sałaty i dressing (które właściwie zamierzała zabrać do domu do Toronto), przynajmniej mogliśmy zjeść coś normalnego i nadającego się do konsumpcji.

The Massasauga Provincial Park, Ontario

O ile sobie przypominam, w sklepie Sobey’s poprzednio byłem raz lub dwa razy w życiu i miałem wrażenie, że jest to raczej dobry sklep, oferujący duży wybór produktów dość wysokiej jakości, po odpowiednio wyższych cenach. Jakkolwiek w tym dniu moja opinia o tym sklepie zmieniła się diametralnie—wprost nie mogą pojąć jak jest to możliwe, aby PRZYGOTOWYWAĆ tak wstętne jedzenie, a do tego SPRZEDAWAĆ JE—gdyby nawet było bezpłatne, to nie wziąłbym go! Następnego dnia napisaliśmy list do Sobey’s, prosząc o zwrot pieniędzy i posłaliśmy rachunek wraz z etykietami—odpowiedź i bony towarowe na $15.00 dopiero otrzymaliśmy w drugiej połowie września, co oczywiście stanowiło minimalne zadośćuczynienie. W każdym razie po tej strasznej kolacji prawdopodobnie powinniśmy iść do... McDonald’a, ale chociaż byliśmy trochę głodni, mieliśmy dość jakiegokolwiek jedzenia, a w szczególności kur i frytek!

The Massasauga Provincial Park, Ontario

Ogólnie była to przyjemna wyprawa, jednakże byliśmy bardzo rozczarowani lokacją naszego miejsca biwakowego i zacumowanymi łodziami. Catherina skontaktowała się ze strażnikiem parku i z powodu zaistniałej sytuacji, poprosiła o zwrot opłat za biwakowanie za pierwszą noc na miejcu nr. 202, na co park się zgdził, ale do tej pory (13 październik 2011 r.) nie otrzymała go. Zamierzamy zresztą skontaktować się z parkiem i Ministerstwem odpowiedzialnym za parki, aby przedyskutować tą zainstniałą sytuację i podzielić się z nimi naszymi innymi spostrzeżeniami, bo sądzimy, że park nie traktuje jednakowo nas, biwakowiczów, oraz duże łodzie motorowe.

Blog po angielsku/Blog in English: http://ontario-nature.blogspot.com/2011/07/massasauga-park-on.html
Więcej zdjęć: http://www.flickr.com/photos/jack_1962/sets/72157627573094734/with/6104393117/